Sylvia Plath miała niebywały talent pisarski. Widać to już z lektury jej dzienników z pierwszych lat college’u, gdzie zaprowadziła ją niebywała zdolność do tworzenia barwnych metafor i porównań. Fakt, Sylvia miała w swoim życiu okresy, gdy zachowywała się infantylnie i niedojrzale. Jej styl zdążył jednak przez kilka lat ewoluować, co pozwoliło jej w ten mało zakamuflowany sposób stworzyć fragment swojej autobiografii. Zgodzę się z tym, co pisała w dziennikach (niestety jedynie sparafrazuję słowa Sylvii), nie posiadała daru wyobraźni. Umiała posługiwać się słowem, ale jej wyobraźnia nie była wystarczająca, by tworzyć. Dlatego pisała o sobie. O swoich bolączkach, które trawiły ją do tego stopnia, że w wieku trzydziestu lat postanowiła ostatecznie ze wszystkim skończyć.
Studium choroby afektywnej dwubiegunowej
Szklany klosz jest fascynujący przede wszystkim ze względu na to, jak chorzy na depresję maniakalną postrzegają swoją przypadłość. Co doprowadza człowieka do obłędu? Nic, na co może mieć wpływ. Wciąż traktujemy zaburzenia psychiczne jako wady, wyobrażamy sobie ludzie gadających do siebie pod nosem, udających małpy albo widzących majaki. Ale choroba psychiczna to nie tylko to. Tak naprawdę każdy z nas ma w sobie coś z wariata. Nigdy nie czuliście się nic niewarci? Nawet przez moment nie chcieliście rzucić wszystkiego w diabły? Nie było takich dni, kiedy mieliście potrzebę zamknąć się na cały świat i spać? Albo z drugiej strony. Nie czuliście się tak zadowoleni, że np. wydawaliście pieniądze bez opamiętania? Jeśli nigdy nie czuliście choć jednej z tych rzeczy, możecie uznać się za szczęściarzy. Choroba psychiczna to nie wynik znudzenia, nie poprzewracania w dupie czy obsesyjnej walki o uwagę. Chory nie ma na to wpływu i nie jest w stanie sam sobie pomóc. Bez względu na to, czy cierpi na depresję, czy ma zaburzenia afektywne dwubiegunowe, czy schizofrenię.
Chory i jego szklany klosz. A jego bliscy?
Problem bliskich wydawał mi się najbardziej przejmujący. Owszem, Esther niewątpliwe bardzo cierpiała. A co z jej matką? Matką, z którą była niewątpliwie bardzo blisko, ale której skrycie nienawidziła? Matka, która nie rozumiała co dzieje się z jej córką, która bardzo chciała jej pomóc, ale nie potrafiła i mogła tylko patrzeć na jej cierpienie. Matka, która nie wiedziała, jak ma się zachowywać przy wizytach w szpitalu psychiatrycznym. I wszyscy pozostali goście w szpitalu, którzy nie bardzo wiedzieli, co robić, ale czuli moralny obowiązek, by odwiedzić Esther. Którzy mogli tylko obserwować zmiany, które w niej zaszły, współczuć chorej i obwiniać jej matkę o to, co się stało.
Jak widać po przykładzie Sylvii (nie zapominajmy, że mowa o jej prawdziwych przeżyciach), chory doskonale zdaje sobie sprawę z otaczającego go świata. Czasem ma skłonności do przesady, ale mimo wszystko widzi te spojrzenia, pełne obawy i współczucia. Wie, że jeżeli uda mu się wrócić do normalności, życie nigdy nie pozostanie takie samo, jak przed chorobą. Zdaje sobie sprawę, że ludzie traktują go z rezerwą. Dlatego tym bardziej powinniśmy pamiętać, że nie powinniśmy traktować ludzi z tego typu przypadłościami jak trędowatych. Nie wiem, jak powinny przebiegać spotkania z osobą chorą w szpitalu psychiatrycznym. Może trzeba ich zaniechać? Choć to niewątpliwy ból dla bliskich osoby dotkniętej chorobą, może ograniczenie kontaktów na pewien czas podziała wszystkim na dobre. Kto wie.
Szklany klosz to książka, która na pierwszy rzut oka wydaje się przydatna przede wszystkim dla ludzi, którzy interesują się psychiatrią lub mają do czynienia z chorobami psychicznymi na co dzień. Nie mu zbyt wiele akcji, a opisy przeżyć wewnętrznych Esther wypełniają większość stron. A jednak, warto. Sylvia Plath była niebywale utalentowana pisarsko, bez żadnych trudności przychodziło jej łączenie słów w taki sposób, by tworzyły piękne i zrozumiałe zdania. Jeśli nie mieliście jeszcze okazji zapoznać się z tą lekturą, polecam.