Gdzie się podziała solidarność jajników?

Gdzie się podziała solidarność jajników?

Tak chyba było od zawsze, od najmłodszych lat pamiętam te babskie przepychanki. I o ile w wieku wczesnoszkolnym jest to jakoś do zrozumienia (moja lalka ma ładniejszą sukienkę, niż twoja), to w dorosłym życiu dochodzi do całkowicie niezrozumiałych sytuacji. Nie wiem, czy to taka nasza natura, że czujemy ciągłą potrzebę konkurencji, strofowania innych kobiet, by poczuć się lepiej. My znajdziemy sobie zawsze płaszczyznę, na której możemy się porównywać. Od głupiej torebki zaczynając, na facetach kończąc. Szczerze przyznam, że kiedyś też taka byłam. Więcej, nawet teraz zdarza mi się ukłucie zazdrości w środku. Ale w większości przypadków jest to zdrowa zazdrość. Właściwie chyba już zawsze-bo mimo, że zazdroszczę, nie życzę tej drugiej źle, aby noga jej się powinęła. A już najlepsze jesteśmy w konspiracyjnym obrabianiu dupy. W grupce każda każdej spija z dziubka, ale jak spotkamy się w mniejszej grupie, to się zaczyna niezła jazda po kobyle. No nie jest tak? Nie uogólniam, nie wszystkie jesteśmy wrednymi plotkarami, ale każda z nas ma chyba w sobie ich mały pierwiastek.

Największe skumulowanie tych cech, co okazało się również wielkim zaskoczeniem, zauważyłam u kobiet w ciąży! Ja pierdzielę, wiem, hormony, humorki, mdłości i cały ten bagaż, z którym chyba nie wszystkie umiemy sobie poradzić, ale gdzie miejsce na wyciszenie, cieszenie się tym bądź co bądź, pięknym okresem?! Pisałam już, że będąc w ciąży wszędzie widziałam inne ciężarne. Także w gronie moich bliższych i dalszych koleżanek trafiło się ich dość sporo. Co było fajne-kontakt odnowił się z tymi dalszymi, z którymi długo go nie miałam. I tak sobie chodziłam w tej ciąży i obserwowałam. I tu też nie zawiodłyśmy! Zaczęły się licytacje. Najlepszym miejscem ku temu, był oczywiście facebook. Były takie, które niemal co chwilę przypominały o swoim odmiennym stanie, a to ilością dni do porodu, a to dziesięcioma postami na dzień, że zjadłyby to, tamto i siamto. Później kolejne dziesięć dotyczyło zgagi, bólu żołądka, bezsenności i innych pierdół. Inne wybierały na facebooku imię dziecka. Jeszcze inne co chwilę się żaliły na to jak źle znoszą ciążę. Przecież każda z nas, która świadomie planuje rodzinę, wie o tym, że w ciąży może być różnie i ciąża ciąży nie równa. I właśnie to mnie najbardziej wkurzało. Porównywanie! Bo jak porównać np. mnie-nie wymiotującą ani razu, bez puchnących nóg, bólów kręgosłupa, z małym przyrostem wagi, do koleżanki, która już w 4 miesiącu przytyła tyle, co ja przez całą ciążę lub takiej, która niemal do końca ciąży rzygała jak kot. Jak porównywać ciąże kobiety zdrowej, do kobiety schorowanej. Zaczęła się walka na brzuszki. Postanowiłam sobie nie dodawać zdjęć USG, ale dodałam 3 moje zdjęcia -w 25, 32 tygodniu ciąży i w dniu terminu porodu. I tu było ciekawie. Niektóre koleżanki wiedziały lepiej, w którym tygodniu ciąży jestem. Zupełnie tak, jakby ten tydzień różnicy robił wielką różnicę w wielkości mojego brzucha. O ile mi wiadomo, ciążę liczy się od dnia ostatniej miesiączki, więc moje tygodnie zaczynały się w piątki i tak je liczył mój ginekolog i ja. Ale dowiedziałam się, że „ginekolog zawsze dodaje”. Mniejsza z tym, zakręciłam trochę. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie cieszyłam się tym, że niewiele przytyłam. Ale w 4 miesiącu, gdy brzucha widać nie było, zaczynałam się martwić. Wolałam, żeby przestały rosnąć piersi, a brzuch rósł i rósł. I dosłownie pod każdym zdjęciem brzuchatej pojawiały się komentarze… pełne jadu. ” Ty w 16 tygodniu ciąży masz taki brzuch?! Buehehehe, ja mam taki w 26! Ale mały brzuszek, ale ja i tak mam mniejszy! Jeszcze 3 miesiące, a wyglądasz jakbyś miała rodzić!” Bez przesady zaczęłam uważać, że niektórym ciężarnym mózgi zamrażają się na 9 miesięcy.

Po walce na brzuszki i na to, która gorzej się czuje, przyszedł czas na wyprawkę. No i tu znowu „My kupujemy TAKĄ i TAKĄ pościel (żeby chyba nikt inny tej już nie kupił). Pieluszki Y?! No co ty, X są najlepsze. Jeszcze nie macie łóżeczka? My już pokoik mamy przygotowany odkąd tylko wiedzieliśmy, że będzie synek”. Potem wózki, łóżeczka i zabawki. Akurat w naszym przygotowaniu wyprawki najwięcej uwagi poświęciłam na ubranka i kosmetyki, ponieważ w wynajmowanym mieszkaniu nie czułam potrzeby urządzania wszystkiego jak z katalogu meblowego. Nie jest to nasze miejsce i oczywiście brakuje mi zrobienia tu czegoś po mojemu, ale odbiję to sobie jak już będziemy na swoim 🙂 Najważniejsze było dla mnie, żeby było funkcjonalnie, wygodnie i schludnie. A ubranka to już inna bajka…

Długo czekałam z pierwszymi zakupami dla maleństwa, ale jak już się zaczęły, to była niezła jatka! Jatka matek desperatek. Za kilka szmatek dosłownie by się pobiły! W trakcie zimowych wyprzedaży, czekałam pewnej grudniowej nocy na godzinę 00, by kupić na stronie internetowej Zary kilka ubranek dla Poli. Co jest grane? Nic nie mogę zrobić-serwery padły. Rano, wszystko co mi się podobało, było już niedostępne, więc wybrałam się do sklepu stacjonarnego. A tam piekło! Kobiety oszalały, wyrywały sobie wieszaki z ręki, blokowały dostęp do nich, i nie patrzyły, czy obok stoi ciężarna, garbata, czy kulawa-najważniejsze zdobyć łup i do kasy siup! Tak jak uwielbiam zakupy, tak wtedy pierwszy raz w życiu mnie zdołowały. Zakupy robiłam też na facebook’owych grupach sprzedażowych. Tam kobiety czasem rzucały się na te ubrania jak hieny na padlinę. Nierzadko dochodziło nawet do niezbyt wyrafinowanych przepychanek słownych. Czytałam i nie wierzyłam. Zastanawiałam się, czy ja też tak zwariuję po porodzie… Ostatnim miejscem mamuśkowych sparingów były lumpeksy, które jak wiecie lubię. Upolowałam tam kilka perełek, ale widok kobiet stojących przy koszu z ubraniami lub przed wieszakami niczym łyse koksy na bramce do wiejskiej dyskoteki rozkładał mnie na łopatki i skutecznie zniechęcał do zakupów w ciąży. A już najlepsze było, gdy stałam przy koszu, wybierałam ubranka dla dziecka 0-3m, a obok kobieta z wyrazem twarzy NO ENTRY, kopała w tym koszu jak kret w ogródku. Zagarniała wszystkie ubrania na swoją stronę z prędkością światła, wybierając kilka dla chłopca w wieku 2-3 lat. Nawet nie patrzyła na to, czego ja szukam, mogłyśmy obie spokojnie stać i przeglądać. Nie. Nie mogłyśmy…

Jednak najlepsze zaczęło się po porodzie. Porównywanie dzieci. Wchodzę na pewną facebook’ową grupę dotyczącą dzieci. Jedna z mam pisze-Moja córeczka ma 10 miesięcy i nadal nie raczkuje. A co pod postem? Baby się licytują, której dziecko zaczęło szybciej chodzić. Nie otrzymała pocieszenia, raczej poczucie, że z jej dzieckiem jest coś nie tak, a ona jest beznadziejną matką, bo nie pobiegła jeszcze do pediatry, neurologa, rehabilitanta i Bóg wie gdzie jeszcze. I tak za każdym razem. To samo tyczy się sposobów pielęgnacji dzieci, karmienia, szczepienia, czy nieszczepienia. Każdej wydaje się, że to co robi jest najwłaściwsze, a każda osoba, która robi inaczej jest głupia, nieodpowiedzialna, krzywdzi swoje dziecko. Dlaczego myślimy, że jeśli ktoś postępuje inaczej od nas, robi gorzej? Dlaczego dajemy sobie prawo do oceniania? Niech każdy pilnuje swojego podwórka. Nawet jak pod jakimś postem faktycznie padają sensowne porady, to szybko zamienia się to w walkę na wiedzę i poglądy. Skutecznie mnie to powstrzymuje od szukaniu pomocy w takich miejscach.

A wystarczyłoby trochę więcej empatii i dystansu, a nie przekonania o swojej wszechwiedzy. Matki karmiące piersią uważają się za lepsze, od tych karmiących MM, te które nie dają smoczka są lepsze niż te, które dają. I takich porównań jest mnóstwo, nie tylko na płaszczyźnie matka-matka. Poza matkami, nadal jesteśmy kobietami i tu też ciągle ze sobą walczymy. A to o to, która szczuplejsza, która ma lepszy gust, droższe buty, ładniejszą torebkę, która lepiej gotuje, która jest lepszą matką, żoną i kochanką.

Eh, a gdzie ta solidarność jajników? Chociaż z drugiej strony czasem same nie możemy siebie znieść, więc jak znosić inne baby? 😉

Dodaj komentarz