Passat B5 – król szos

Passat B5 – król szos

Witam serdecznie. Dzisiaj, mam przyjemność przedstawić Wam test prawdziwej legendy, Króla Polski. Rządził już naszą ojczyzną Jan III Sobieski, rządził też Polakami Zygmunt I Stary, a od lat dziesięciu panuje nam miłościwie Passat Be Piąty.

Czy nam się to podoba, czy też nie.

Generalnie rzecz biorąc, auto robi… doskonałe pierwsze wrażenie. W ogóle się nie spodziewałem, że napiszę taką herezję. Ja, człowiek niewrażliwy na niemieckie piękno (o ile takowe istnieje), byłem mile zaskoczony prezencją tej Be Piątki. Ja, człowiek niewrażliwy na urok 1.9 TeDeI, byłem mile zaskoczony jego przyjaznym klekotem. W końcu ja, człowiek powątpiewający w istnienie sprowadzanych „rodzynów”, doznałem objawienia – na liczniku 382704km, pod maską to samo turbo od nowości, a na drzwiach jeszcze fabryczny talk (biały proszek w sensie). W dodatku przebieg jest oryginalny. Obecny właściciel kupił to auto jako siedmiolatka (rok produkcji 2001) ze 190000km na liczniku; posiada pełną historię serwisową, a od momentu zakupu prowadzi dzienniczek eksploatacyjny.

Nie, na razie nie jest na sprzedaż.

Oczywiście, były też trzy drobne mankamenty. Ruda zdecydowała poszukać sobie nowego domu – pojawiła się na na tylnej klapie, wokół podświetlenia tablicy; typowym dla VAGów miejscu. No i kierownica nadaje się już do ponownego obszywania (również jest oryginalna); po 380000km nie oczekiwałbym jednak cudów w tej materii. Poza tym, miejscami odkształcona jest deska rozdzielcza – nie oszukujmy się, wiek swoje robi. Sam właściciel pokazał mi natomiast, że to raczej zaleta, aniżeli wada. Wjechaliśmy na A1, dostałem bilet do ręki i szukałem schowka. Wtedy Bartek wziął ode mnie kartonik, i wsadził go w szczelinę pomiędzy plastikami. Od tamtej pory wiem, że Passat jest królem praktyczności.

Bo co roku przybywa Ci schowków.

Skoro już we wnętrzu jesteśmy, to może trochę o nim. Siedzi się, powiem Wam, znakomicie. Co prawda szczyt oparcia fotela wymusza przybranie lekko przygarbionej pozycji – coś jakby taki delikatny pokłon – ale rozumiem zamysł projektantów. W końcu non-stop masz przed sobą logo VW. Musisz więc delikatnie pochylić głowę, tak, aby prowadząc, jednocześnie oddawać należny szacunek marce. Potem się ludzie dziwią, że samochody niemieckie cieszą się zdecydowanie większym respektem, aniżeli francuzy. A siedzieliście kiedyś we francuskim aucie, które wymuszałoby na Was pokłony? Nie?

No to macie odpowiedź.

Poza tym, wszystko znajduje się pod ręką. Jedynym nielogicznym elementem całej układanki jest włącznik awaryjnych – Boże miłosierny, kto go umieścił od strony pasażera? Podobnie mam z elektrycznym ręcznym w 508 (który schowany jest po lewej stronie kierownicy). Efekt jest taki, że jak chcę zahamować ręcznym w ekstremalnej sytuacji, to prawdopodobnie oberwę poduszką w twarz. Z kolei kiedy w Passat’cie wychylę się po awaryjne, w międzyczasie ktoś wjedzie mi w tyłek, powodując przemieszczenie jakichś dziesięciu kręgów w moim kręgosłupie.

Jednakże osłodą wszelkich bolączek Passata, jest automat.

Kurde, jak on świetnie działa. Jeździłem dwusprzęgłówką, hydrokinetykiem, zrobotyzowanym manualem, ale to jest najlepsza skrzynia, z jaką do tej pory miałem okazję współpracować. Zmienia przełożenia płynnie, nie zastanawia się za długo przy wyprzedzaniu. W dodatku, jak sami wiecie, hydrokinetyk niweluje z układu dwumasę. Na pewno wiecie też, co to oznacza. Wibracje. Duuuuużo wibracji. One muszą mieć jakiś leczniczy wpływ na człowieka, bo wysiadasz jakiś taki spokojny, i zrelaksowany.

Tylko byś się walnął spać.

Kojący wpływ na kierowcę ma również praca zawieszenia. Tutaj co prawda było ono delikatnie obniżone (sprężyny Eibach pro kit, -30mm), ale nie wpłynęło to znacząco na komfort resorowania. Ba, ze smutkiem muszę odnotować, że pod tym względem Passat stawia do kąta mojego Superba. Układ kierowniczy też nastawiony jest bardziej na komfort, natomiast nie rozleniwia; stanowi udany kompromis pomiędzy łatwością prowadzenia, a wyczuciem drogi. Nawet jeżeli byłby nastawiony bardziej sportowo, to nie miałoby to racji bytu – silnik ma tylko 130hp mocy.

Szczerze mówiąc, trochę koni mu brakuje.

Spalanie jest natomiast na bardzo akceptowalnym poziomie. Przy oszczędnej jeździe, wynik rzędu 6 litrów na 100 kilometrów jest jak najbardziej osiągalny… I chyba w tym miejscu będę powoli kończył, bo robi się tylko coraz nudniej i nudniej Ale co ja poradzę? Faktycznie, Niemcy są po prostu do bólu poprawni. I to powoduje, że nie jestem w stanie napisać typowego „lekkiego” testu – bo niemiecka motoryzacja po prostu taka jest. Nudna i zachowawcza. Chociaż nie wierzę w to co piszę, to muszę przyznać, że Passat Be Piąty nie został Królem Polskich Dróg bez powodu. Nie jest drogi ani w zakupie, ani w utrzymaniu; zna go każdy mechanik; i nawet po tylu latach od premiery potrafi być lepszy od aut nam współczesnych. Pozostaje więc tylko jedno pytanie, na które nie znam odpowiedzi:

kto zastąpi B5, gdy przyjdzie jego czas?

Mam dla Was małą niespodziankę. Na fanpejdżu codziennie o 7:00 pojawi się felieton. Taki krótki wpis na dobry początek dnia, w formie facebook’owej kanwy. Z kolei w kwestii bloga, wracamy do poprzedniej formy, z jedną różnicą – wpisy pojawiać się będą już nie w piątki, a w soboty, o 9:00. Także do jutra i miłego dzionka życzę! Tych, którzy jeszcze nie wchodzili, zapraszam na fanpejdża:

Dodaj komentarz